By zbić trop, że sprawa ta wymaga zaangażowania i poświęceń mamy dowód w postaci słów osoby trenera/dietetyka/czarodzieja, które w skróconej interpretacji wskazują na prostotę i czerpanie przyjemności z tego procesu. Gdyby komuś jednak zapaliła się lampka w głowie, że może to jednak lekko podkręcona wersja rzeczywistości, jako forma swoistego marketingu, to może się zdziwić!
Otóż widzimy jednak tę konkretną osobę po przemianie na video, po przemianie, żywą i do tego mówiącą do nas. Stwierdza ona wszystkie fakty, o których wcześniej wspomniałem. Odzwierciedlają one tenże magiczny pejzaż zmian w postaci fotografii. Wyszczególnione są nań liczbowo dane obwodów w pasie oraz liczby straconych kilogramów. Ewentualnie tzw. social proof ma odzwierciedlenie pod wpisem w pierwszym komentarzu zbierającym grom polubień, serduszek i innych wyrazów zadowolenia. Mamy więc tzw. social proof.
No i co? Jeśli jest ktoś, kto ma, jakieś przeciw niech teraz przemówi, albo zamilknie na wieki.
Otóż jestem ja i mam kilka spraw, o których warto wspomnieć i oznajmić. Nie w złej wierze, czy by zdyskredytować osoby, które dokonały niekiedy ogromnego poświęcenia.
Zdecydowanie hurraoptymizm winien być istotnie zastopowany przed poznaniem kilku faktów, które rzucają nieco inne światło na nieprawdopodobne przemiany sylwetek.
Ktoś mógł cię… oszukać.
Tak, najzwyczajniej w świecie mimo video, zdjęć, komentarzy nadal ktoś mógł Cię oszukać. Branża fitness to dość spory biznes, który wciąż jest na drodze ekspansji. Jak to w biznesie- nie wszyscy grają czysto. Wraz z falą osób, które mają niesamowite umiejętności i wiedzę nurt niesie też tych, co chcą w prosty i przyjemny sposób zarobić. Nasi rodzice śmiali się z babć i cioć, że dają się okłamywać przez radio, gdy to przecież telewizja jest medium prawdy. My zaś mamy nie lada ubaw z rodziców, którzy czerpią informacje ze stacji telewizyjnych, gdy my mamy przecież Internet, czyli źródło krystalicznie wyselekcjonowanych materiałów opartych o same fakty. No tak… Jakby ktoś mógł nas oszukać?
Anegdotka:
Będąc na zmianie jeszcze jako właśnie trener zmianowy w jednym z klubów fitness podbiegła do mnie klientka wymachująca mi telefonem przed oczyma i z dużą dozą ekscytacji wykrzykując słowa “Patrz Kuba, a mówiłeś, że to nie jest możliwe, że trzeba wolniej! Zobacz!”. Po chwili czasu i kilku głębszych oddechach w końcu dowiedziałem się, że chodzi o przemianę jakiejś pani, na jakiejś grupie, w jakiś sposób. Czyli niezbyt wiele danych o pacjencie, jednak najważniejsze było- wyszczególnione dane liczbowe i niesamowite wręcz dzieło sztuki, gdzie z jednej strony otłuszczona i niezadbana sylwetka, a obok wysportowana i zgrabna kobieca sylwetka. To wszystko osiągnięte zaś w 4 miesiące! Pomijając to, czy jest to możliwe, zdrowe, jakimi działaniami obarczone, zadałem proste pytanie.
“Kasia, a skąd wiesz, że to w 4 miesiące?”. Kasia, 45-letnia kobieta na stanowisku dyrektora sporego zakładu produkcyjnego w stolicy odpowiedziała bez zastanowienia i głębszej (choć minutowej) refleksji- “No bo przecież tak napisała”.
No, skoro napisała… jak jej nie wierzyć? No jak?
Rys historyczny pacjenta
W tym wpisie nie będę skupiał się na aspektach fizjologii nazbyt szczegółowo. Weźmy to na tzw. chłopski rozum. Jest on niezwykle zdradliwy i niekoniecznie prowadzić może nas do wniosków prawdziwych, ale na potrzeby tego wycinka wpisu zaufajmy mu. By drogi czytelniku Cię uspokoić, nadmienię, że ma to odzwierciedlenie w faktach naukowych.
Weźmy dwie osoby, które mają tyle samo lat. Dajmy na to 40 wiosen za nimi.
Rys historyczny Marioli:
Mariola, 40-letnia mężatka, przez 38 lat swojego życia cechowała się umiarkowanym otłuszczeniem i prawidłową masą ciała. Była ona osobą raczej aktywną, w młodości uprawiała wiele rodzajów dyscyplin sportowych i swój czas wolny spędzać lubi na rowerze, basenie, czy spacerze. Pracuje aktualnie z domu i polepszyło się jej przez ostatnie dwa lata, a manifestację dobrobytu widać w masie ciała, która wzrosła w przeciągu dwóch wiosen o 10 kg.
Rys historyczny Krysi:
Krysia, 40-letnia mężatka, przez 38 lat swojego życia cechowała się sporym otłuszczeniem i jej masa ciała wskazywała na granicę nadwagi i otyłości. Była ona osobą raczej mało aktywną i unikała w młodości ćwiczenia na lekcjach wychowania fizycznego, a wolała czas spędzać w bibliotece. Aktualnie nadal lubi czytać, i raczej czas wolny spędza na przeglądzie kinematografii. Czyta i ogląda filmy najczęściej w trakcie nocnych zmian w pracy, a dwójka dzieci nie pozwala na zbyt wiele czasu dla siebie i tym oto sposobem Krysia zyskała przez ostatnie dwa lata dodatkowo następne 10 kg.
Jak myślisz, która z pań łatwiej pozbędzie się dodatkowego balastu, a przebieg metamorfozy będzie obarczony mniejszym kosztem?
Dane ze świata nauki wyszczególniają jako główne przyczyny otyłości właśnie aspekty środowiskowe, społeczne, ekonomiczne. Błędem jest więc niebranie takowych czynników przy ocenie czyjejś metamorfozy.
To, jakie nawyki mamy i jaki styl życia prowadzimy, może wpływać w sposób istotny na uzyskiwane rezultaty w procesie kształtowania sylwetki.
Gdzie oni wszyscy są, gdzie się oni wszyscy podziali?
Jako trener, który zaczynał dopiero co swoją karierę zawodową w tejże branży, postanowiłem pójść tropem tych, którym się udało. Już wtedy wiedziałem, że warto podpatrywać tych z sukcesami zawodowymi. Cechą wspólną trenerów rozchwytywanych, którą dostrzegłem, jest publikacja zdjęć przemian osób, z którymi współpracują, a właściwie to współpracowały- o tym jednak za chwilę.
Otóż pełen wiary i nadziei wpadłem na pomysł, by napisać do tych trenerów, by zapytać o to, co sprawia, że są tacy skuteczni. Nie chodziło mi o zdradzenie tajników pracy z klientem, czy metod treningowo-żywieniowych, a o bardziej formę wywiadu i luźnej rozmowy. Niestety jednak na próżno szukać było odpowiedzi innej niż to z ofertą podjęcia współpracy wysyłaną przez automat. Oczywiście w pełni rozumiem to, że nie mieliby czasu, by rozmawiać o takich sprawach- każdy ma swój ograniczony czas, który należy szanować.
Postanowiłem więc odnaleźć osoby, które co najmniej rok temu, licząc od tamtejszego historycznego dnia, opublikowały swoje przemiany ze swoich prywatnych kont. Okazało się, że można to zrobić i z pomocą szanownej koleżanki z pracy wyselekcjonowałem 30 osób, do których wysłałem zapytanie o to, co zrobiły, że uzyskały takie spektakularne efekty i jak to ma się do dnia dzisiejszego.
Wiadomości pisałem bez żadnego podstępu i nachalności, gdyż naprawdę chciałem poznać (nadal chcę) tajemnicę, co zrobić, by tak długo wytrwać na diecie i nie mieć efektu jojo.
Ku mojemu zaskoczeniu i ogromnemu rozczarowaniu żadna z tych osób mi nie odpisała, a kilka mnie… zablokowało!
Osoby te przeważnie bardzo żwawo i radośnie odpowiadały na pytania i komentarze bezpośrednio po publikacji przemiany. Im więcej jednak czasu upływało, to z reguły częstotliwość ich działań malała.
Mam nieodparte wrażenie, że osoby te po prostu nie utrzymały swoich efektów. Ku temu przekonaniu skłania mnie fakt, że jeśli chwalimy się swoją przemianą bezpośrednio po jej uzyskaniu, to tym bardziej zechcielibyśmy się nią pochwalić, będąc w mniejszości. Dane bowiem wskazują, że blisko 90-95 % osób doświadcza efektu jojo. Nadmienię tylko, że nie widzę nic złego w chwaleniu się efektami.
Nikt więc nie zechciał się pochwalić, że jest w 5-10 % elicie? Czy to po prostu było potwierdzenie tychże statystyk? Trudno oceniać i pozostawię to pytanie bez ostatecznej odpowiedzi. Warto jednak taki stan rzeczy mieć na uwadze i spróbować porozmawiać, lub poczynić retrospekcję, czy znamy kogoś, kto zrzucił zbędne kilogramy rok lub dwa temu i jak obecnie mu się wiedzie.
Podsumowanie:
Wymienione przeze mnie czynniki warto brać pod uwagę, planując swoją metamorfozę. Zgubnym jest kierowanie się przeświadczeniem, jak idzie innym, gdy jak widać, nie idzie aż tak dobrze, jak zwykłoby się nam wydawać. Dobrym pomysłem jest mierzenie swoich postępów, tak by oscylowały one w widełkach 0,5-1% aktualnej masy ciała tygodniowo. Jednak same zmiany mogą być na samym początku dość zróżnicowane, w szczególności, gdy jesteś osobą, która dopiero co uczy się “być na diecie”. Jeśli osiągasz postępy w planowaniu jedzenia, robienia przemyślanych zakupów, lepszej organizacji czasu, zwiększania aktywności fizycznej, czy lepszego samopoczucia oraz snu, to brak utraty kilogramów lub nawet niewielki wzrost wagi to symboliczna cena. Wypracowanie nawyków umożliwi utrzymanie rezultatów, zaś osiągnięte efekty nie muszą oznaczać wypracowania nawyków. Co więcej, efekty wypracowane szybko i efektownie często finalnie prowadzą do złych relacji z jedzeniem, lub nawet do zaburzeń żywienia. Warto więc znać cenę wątpliwych i spektakularnych efektów.